Sunday, December 10, 2017

Ukryty wymiar – Fragment 2: Pan wilków



Ukryty wymiar
Stanisław Szwast




Fragment 2: Pan wilków



 Kiedy zastała go noc i zrobiło się całkowicie ciemno, musiał zrobić postój. Nic nie widział w tej gęstej puszczy. Słyszał za to setki, dosłownie setki, jak nie tysiące, odgłosów zwierząt dookoła! Tak intensywne natężenie przyrody i niespenetrowany myśliwsko teren zrobiły na nim piorunujące wrażenie. Zatrzymał się i usiadł. Rozgrzewał się wewnętrznie, ale czuł, że słabnie. Musiał coś zjeść, musiał posilić swój organizm. Zdolności homo developed były niezwykle energochłonne. Mógłby zapolować, ale nie ma ani broni, ani krzesiwa, którym mógłby rozpalić ogień i przyrządzić na nim mięso.
Nagle usłyszał w pobliżu nieokreślone dźwięki. Nie wiedział co, ale z całą pewnością coś go obserwowało i się skradało. Stanął na równe nogi, wyprężył się i pomału rozglądał dookoła. Stłumił w sobie zalążek strachu.
Noc była naprawdę ciemna, musiał więc bardziej polegać na słuchu niż na wzroku. Jedna, dwie, trzy, pięć istot. Otaczają go. Skupił wszystkie swoje siły psychiczne i poczuł jednocześnie, jak jest niesamowicie głodny i jak wykorzystuje ostatek energii.
Jeden z wilków skoczył na niego od tyłu, Beli słyszał go już wcześniej i zdążył się wywinąć. Drugiego uderzył w pysk, raniąc sobie rękę o ostre jak brzytwa kły. Trzeci skoczył na niego od przodu, ale Beli go odbił. Wilk upadł, zręcznie się wywinął i stanął na wprost chłopaka, jeżąc sierść i szczerząc kły. Tak, to ten! To był alfa. Starszy Nazar czuł to z całą pewnością. Wyczuwał jego pozycję w stadzie.
I spojrzał zwierzęciu prosto w oczy, używając całej swojej energii. Władczo, dominująco, hipnotyzująco. Uzyskał nad zwierzęciem przewagę. Ustanowił się ponad nim w hierarchii. Wilk powoli ustępował. Władcze spojrzenie Beliego sprawiło, że zwierzę schowało kły i cofnęło się o krok. Pozostałe wilki z watahy okrążyły człowieka, ale nie zbliżały się na odległość mniejszą niż zdominowany alfa.
A teraz to Beli stawał się alfą.

***

Rankiem Beliego obudziło lizanie po twarzy. Trzy inne wilki, które leżąc obok, grzały go swoim ciałem, poderwały się, kiedy człowiek się obudził. Beli pogłaskał alfę i wstał. Był przeraźliwie głodny. Myślał już tylko o jedzeniu.
Co prawda miał ze sobą pięć doskonałych narzędzi do polowania, jednakże w dalszym ciągu nie miał jak przyrządzić mięsa. Był w takim stanie, że ostrożnie rozważał możliwość zjedzenia surowej zdobyczy.
Wraz ze swoją gwardią przyboczną rozpoczął marsz przez puszczę. Jedyne, co nie stanowiło problemu, to woda. Przez większość doby mżyło i padało na przemian, wystarczyło więc z kawałka kory stworzyć naczynie i zbierać deszczówkę.
Około południa przestało padać i wyszło słońce. Wtedy zrobiło się nawet przyjemnie. Przyroda szokowała swoją bujnością, lśnieniem i zapachem. Właśnie, zapachem… Beli wyczuwał, że wilki już od jakiegoś czasu robią się nerwowe i wyraźnie ciągną w określonym kierunku. A teraz i on to poczuł. Dym! Prawdziwy dym, a przecież nie ma dymu bez ognia. Jest szansa na spotkanie człowieka na tym pustkowiu!
Przyśpieszył kroku. Wilki były podekscytowane, ale nie wyprzedziły Beliego nawet o krok. Czuł, że idzie w dobrym kierunku. Jeszcze chwila i zobaczy źródło ognia.
I zobaczył. Ognisko, nad nim drewniany ruszt z długiego prostego patyka opartego na dwóch, rozwidlonych kijach. Przy ognisku czterech mężczyzn, ubranych w proste buty, płócienne spodnie i kaftany ze skóry i futra. Długowłosi, z brodami, brudni. Kawałek za nimi cztery uwiązane konie, z prymitywnymi siodłami z koców. Przy siodłach worki, łuki i toporki. Ale najciekawsze działo się na ruszcie! Był dość duży, a na całej jego długości widniały kawałki ładnie upieczonego już mięsa!
Beli zrobił krok do przodu i zapytał:
Mówicie w ogólnoangielskim?
Mężczyźni, kiedy zobaczyli człowieka ubranego w gładki, jasny, lśniący kombinezon, szczelnie zapięty od butów aż po szyję i mankiety, w towarzystwie pięciu wilków, zerwali się na równe nogi. Ich przerażenie było tak silne, że aż uderzyło zmysł Beliego. Czwórka mężczyzn rzuciła się do wystraszonych koni, wsiadła i odgalopowała, nie oglądając się za siebie.
Ale Beli powstrzymał wilki od pogoni. Podszedł do rusztu i całą swoją uwagę skupił na pochłonięciu smażącego się tam mięsa. Było bez żadnych przypraw, dość twarde, pachnące dymem. Trochę krwiste, wyraźnie bardzo świeże. Przede wszystkim – było!
A po posiłku należało zadać sobie pytanie: co to, u diabła, była za przedziwna scena? Beli badał uważnie obozowisko i znalazł kilka przedziwnych przedmiotów. Nożyce, ale jakieś nielogicznie zmontowane. Wykonane z jednego, wygiętego kawałka metalu, którego ostrza się schodziły, gdy się go bardziej doginało, zamiast śruby na środku łączącej dwa kawałki metalu. Znalazł też róg z ustnikiem. Spróbował w niego dmuchnąć, ale nie wyszło mu nic poza świstem. Może zepsuty?
Brak przedmiotów elektronicznych oraz wykonanych przy pomocy elektroniki mógłby wskazywać na to, że Beli w dalszym ciągu znajduje się gdzieś na Planecie, choć nie zgadza się grawitacja i ciśnienie. Ciśnienie jest zdecydowanie niższe, co może być przyczyną jego delikatnego bólu głowy. Ale nim nie ma się co teraz przejmować.
Istniał tylko jeden sposób, aby dowiedzieć się, kim byli ci ludzie. Trzeba było pójść ich tropem. Ściągnął na siebie wzrok wilka alfy i ruchem głowy wskazał mu kierunek, w którym odjechała czwórka mężczyzn. Wilki natychmiast ruszyły, łapiąc trop.











No comments:

Post a Comment